top of page

"Świeży" - proza odarta z wszelkiej delikatności, bezpośrednia i wulgarna...

  • Zdjęcie autora: Anika Petryna
    Anika Petryna
  • 26 sie 2020
  • 2 minut(y) czytania

Długo zastanawiałam się jak „ugryźć” tę recenzję. Zacznę od tego, że kiedy piszę opinię o książce, to zawsze myślę o tym, że tam po drugiej stronie jest człowiek, który włożył wysiłek, by ją napisać. Uważam, że za to należy mu się szacunek, jaka ona by nie była. Nie mnie to oceniać, czy jest dobrym, czy złym pisarzem lub czy w ogóle nim jest. Ja mogę tylko opowiedzieć o moich subiektywnych odczuciach i przemyśleniach na temat jego książki.


„Świeży” to proza odarta z wszelkiej delikatności, bardzo bezpośrednia, nachalna przez często wulgarne słownictwo. Nie było mi łatwo w nią wejść emocjonalnie, bo czułam się wręcz torpedowana przekleństwami, a to powodowało, że nie potrafiłam się skupić, nie mogłam znaleźć w tym wszystkim sensu. Mam wrażenie, że zaczęłam wręcz uciekać od tej wulgarności, biec przez kolejne strony, a przez to być może wiele mi umknęło? A może też nic? Chyba nie umiem odpowiedzieć na to pytanie, choć bardzo bym chciała. Czy Nico Walker próbował za pomocą tej książki coś ważnego powiedzieć? Cóż, szczerze mówiąc i tym razem nie potrafię znaleźć sensownej odpowiedzi. Cały czas miałam wrażenie, jakby ją napisał tylko dla siebie, dla nikogo więcej i tylko on wie, o co mu w tym wszystkim chodzi... Może fakt, że tworzył ją w więzieniu ma tu jakieś znaczenie. Nie chodzi mi tylko o to, że prawdopodobnie była to forma autoterapii, próba poradzenia sobie ze swoimi demonami. Bardziej mam na myśli postrzeganie świata i to jak żył wtedy, a to wszystko wręcz „rozlało się na papierze jak szambo”, ta szara, wulgarna rzeczywistość. Czy gdyby pisał „Świeżego” na wolności byłby inny?


W całej książce zaznaczyłam sobie tylko jeden fragment, który sprawił, że zaczęłam bardzo żałować, że nie było ich więcej... A może były, tylko ciągle przewijający się wulgarny język zepchnął je z pola widzenia i umniejszył ich znaczenie... Przeczytajcie: „Na końcu jednego z korytarzy była zamknięta sala z dzieciakiem, który doznał silnych poparzeń w Iraku. Żołnierz, dzieciak – co za różnica. Sala była niedostępna, z powodu poparzeń był niezwykle podatny na zakażenie. Ale przez okno, które wychodziło wprost na niego, można było zobaczyć go w miejscu, do którego zawiodło go całe życie”.


Książka „Świeży” jest na pewno „jakaś”, bo wzbudziła we mnie mieszane uczucia, bo często miałam ochotę ją odłożyć, bo natężenie wulgarności, seksizmu, przemocy było na granicy mojej wytrzymałości. Główny bohater wciąż staczał się na „dno dna” i miałam wrażenie, że nie ma w tym wszystkim sensu. Nawet jego służba w Iraku i zespół stresu pourazowego po powrocie z niej nie przekonały mnie, nie uwierzyłam w to wszystko. Tylko że bardzo chciałam w to wszystko uwierzyć i to pewnie też ma znaczenie. I jednak przeczytałam do końca... Przesuwałam swoje granice... Tylko czy warto było? Czuje się zmęczona po tej lekturze. Zabrakło mi ładunku emocjonalnego i głębszego sensu, jakiegoś przekazu, a to właśnie tego szukam w książkach. Czy ta niesamowita okładka, która totalnie mnie zachwyciła sprawi, że ta książka będzie stała u mnie na półce, jako pewnego rodzaju ciekawostka? Jeszcze nie wiem... Czy zachęcam Was do przeczytania? Nie. Czy odradzam? Też nie. Zdecydujcie sami.


Dziękuję Wydawnictwu Poznańskiemu za egzemplarz!


コメント


bottom of page