top of page
  • Zdjęcie autoraAnika Petryna

"Strażniczka Słońca"- zatracicie się w słowach i obrazach...


Uwielbiam niespieszną prozę Mai Lunde, bo wręcz w magiczny sposób operuje słowem i jest prawdziwym wirtuozem dystopii. Potrafi oplatać mrocznymi wizjami i katastroficznymi obrazami przyszłości, ale jednak zawsze pozostawia uchyloną furtkę, za którą kryje się iskierka nadziei. Okazuje się, że taki scenariusz idealnie się sprawdził również w przypadku książki „Strażniczka Słońca”, która jest skierowana do młodszego czytelnika, więc to zupełnie nowa odsłona autorki, ale jakże zachwycająca. Tym razem Maja Lunde połączyła siły z ilustratorką Lisą Aisato, która pięknie oddała niepokojący klimat tej opowieści, a jej obrazy wręcz idealnie dopełniły słowa i stanowią razem nierozerwalną całość.


Świat pozbawiony słońca, a tym samym odarty z radości i barw, przepełniony jedynie szarością, smutkiem i uczuciem głodu to codzienność Lilii, którą wychowuje jedynie dziadek i razem dźwigają traumę po utracie niemal całej rodziny. Kiedy pewnego dnia dziewczynka zapuszcza się do mrocznego lasu i odkrywa cudowną dolinę obfitości, a także znajduje tam przyjaciela, jej życie nabiera barw. Niestety nie może się tym wszystkim z nikim podzielić, bo taka jest cena szczęścia . Jednak Lilia nie jest samolubna, dlatego wszystko się komplikuje, kiedy postanawia uwolnić słońce, które więzi przerażająca Strażniczka Słońca…


Zatraciłam się w baśniowości i magii tej historii. Mroczny klimat wyzierający niemal z każdego obrazu i słowa wywoływał nieustannie uczucie niepokoju. Nadzieja ledwie się tliła, a ja z każdą kolejną stroną bardzo pragnęłam jej doświadczyć. Zastanawiam się, jak odebrałabym tę historię będąc dziewczynką, czy udźwignęłabym tak duży ładunek emocjonalny, jaki ze sobą niesie? Wierzę, że tak i myślę, że często nie doceniamy dzieci i ich potencjału. Nie rozumiemy lub nie dostrzegamy, że wrażliwość to nie słabość, ale ogromna siła. Dzieci odbierają wszystko sercem, dlatego dostrzegają prawdę tam, gdzie my jej często nie widzimy, dlatego bardzo wiele tracimy.


Maja Lunde oferuje młodszym czytenikom wiele uniwersalnych prawd, bo to z jednej strony bardzo smutna opowieść o trudnych rodzinnych relacjach, o zatracaniu się w żałobie i gniewie, o poddawaniu się wszechogarniającej beznadziei, o niedocenianiu tego, co mamy, jeśli chodzi o przyrodę i słońce, a z drugiej o ogromnej odwadze małej dziewczynki w walce o szczęście, o jej wytrwałości w poszukiwaniach promyka nadziei w szarej rzeczywistości, o tym, że dobro zawsze zwycięża i nie ma nic cenniejszego niż miłość i przyjaźń.






„Strażniczka Słońca” to już drugi tom kwartetu sezonowego Mai Lunde, pierwszy jeszcze przede mną. Uwierzcie mi, takie perełki jak ta, zdarzają się bardzo rzadko… Zarówno Wasze dzieci, jak i Wy, nie będziecie potrafili oprzeć się tej historii i pięknej oprawie...

7 wyświetleń0 komentarzy
bottom of page