top of page

"Początki" - łatwo wpaść w pułapkę ferowania wyroków na podstawie pozorów i niepełnego obrazu

  • Zdjęcie autora: Anika Petryna
    Anika Petryna
  • 14 kwi 2021
  • 2 minut(y) czytania

Zaktualizowano: 15 kwi 2021


„Początki” Carla Frode Tillera to kolejna książka z Serii Dzieł Pisarzy Skandynawskich, która urzekła mnie już od pierwszych stron. I nie chodzi tutaj o sam powiew skandynawskiego stylu, który tak kocham, a bardziej o oryginalną konstrukcję tej książki. Zaserwowano mi zakończenie już na początku, by następnie w kolejnych rozdziałach odsłaniać kolejne karty tej smutnej opowieści. Tragiczny koniec to jedynie wstęp do opowiedzenia historii człowieka na wskroś samotnego i nieszczęśliwego, który cynizmem i czarnym humorem zakrywa ból i strach. Przewracając kolejne strony i cofając się coraz bardziej w czasie zaczynałam rozumieć, dlaczego stało się tak, a nie inaczej. Carl Frode Tiller uświadomił mi, jak łatwo jest oceniać po pozorach i jak trudno jest zrozumieć cierpienie drugiego człowieka.


Lekturę tej książki można porównać do rozkładania puzzli, czyli właściwie zabierania kolejnych kawałków, aż na stole zostanie tylko kilka, tych od których wszystko się zaczęło... I co pewnie dla niektórych zabrzmi zaskakująco, to one mówią i znaczą więcej niż obraz widziany w całości, czyli efekt końcowy... Oczywiście zarówno początek, jak i koniec są ważne, bo jeden wyznacza kierunek a drugi coś zamyka, stawia kropkę nad i. Jednak tak jak to się stało w przypadku Terjego to właśnie pierwsze kroki, czyli jego trudne dzieciństwo, zdeterminowało całe jego życie i doprowadziło do smutnego końca... W tym wypadku trudno zgodzić się ze znanym powiedzeniem, że nie ważne jak zaczynasz, ale jak kończysz...


Nie każdy będzie potrafił dostrzec ogromną wartość i sens tej pozycji. Nie ułatwia tego sposób narracji, bo tutaj wiele dzieje się między słowami, a wszystkie karty zostają odkryte właściwie na końcu... Po drodze nie ma spektakularnych zwrotów akcji, można się nawet zagubić w kolejnych retrospekcjach, pozornie nie związanych ze sobą migawek z życia Terjego. Fabuła jest właściwie zbudowana na obrazach relacji rodzinnych, które w większości są toksyczne i trudne i mogłyby tak naprawdę przytłoczyć czytelnika, ale tak się nie dzieje, bo autor doprawił swoją opowieść szczyptą czarnego humoru, która na szczęście ułatwia odbiór. Nie jest też łatwo polubić i zrozumieć głównego bohatera, łatwo wpaść w pułapkę ferowanie wyroków na podstawie pozorów i niepełnego obrazu rzeczywistości.


Jednak najbardziej ujęła mnie w tej historii przyroda, która najprościej mówiąc ratuje i jest ratowana. To ona zajmuje najważniejsze miejsce w życiu Terjego, bo w przeciwieństwie do ludzi nigdy go nie zawiodła. Tylko dla niej jest w stanie zrobić wszystko, co tylko możliwe, by ją ocalić. Przyroda stanowi najjaśniejszy punkt, a właściwie ciągłą linię na osi życia Terjego, to dla niej bije jego serce. I to właśnie dla niej chociażby warto przeczytać tę książkę!


コメント


bottom of page