top of page
  • Zdjęcie autoraAnika Petryna

"Pamiętam" - a Ty co pamiętasz z lat osiemdziesiątych, dziewięćdziesiatych i dwutysięcznych?


Lubię eksperymenty w literaturze. Kiedy wchodzę na nieznany mi dotąd grunt, czuję ekscytację. Te próby nie zawsze kończą się dobrze, ale za każdym razem cieszę się, że się odważyłam. To bardzo rozwijające doświadczenie i pewnego rodzaju sprawdzenie siebie, czy potrafię wyjść poza swoją strefę komfortu i czy jestem otwarta na nowe. Jakie są moje wrażenia w przypadku książki Piotra Stankiewicza „Pamiętam”? Odpowiedź nie jest jednoznaczna i cały czas jeszcze zastanawiam się, czy mi się podobała, czy nie. Mamy tutaj zabawę formą. Dostajemy ciąg pojedynczych, zupełnie odrębnych myśli: jedno lub kilka zdań, które są wspomnieniami autora związanymi z latami osiemdziesiątymi, dziewięćdziesiątymi i dwutysięcznymi i które tworzą pewną nieoczywistą całość. Wspólnym mianownikiem jest słowo pamiętam, które rozpoczyna każdą refleksję i które inicjuje kolejne wspomnienia.


Dla mnie ta książka to nie tylko ciąg słów, ale przede wszystkim ciąg obrazów, które przewijają się w mojej głowie właściwie aż do teraz. Widzę siebie żującą gumę turbo, zajadającą "oranżady" w proszku, grającą w klasy, czekającą na mrozie, aż wreszcie czerwony „maluszek odpali”, denerwującą się na kolegów, którzy nabijają się ze mnie śpiewając piosenkę mojej imienniczki: „Wszystko się może zdarzyć…” itd... Miliony wspomnień nawiedzały mnie podczas lektury. Albo wywoływały uśmiech albo smutek, albo zupełnie nic. Przyznam szczerze, że musiałam łapać oddech i czytać z przerwami. Zajęło mi to kilka dnia, bo słowo pamiętam wręcz atakowało mnie z każdej strony i szybko się męczyłam. Nie wszystko pamiętałam tak samo jak autor i nie ze wszystkim mogłam się identyfikować, ale to akurat zupełnie normalne. Jednak coś mi nie grało, nie umiałam złapać rytmu, miałam problem, żeby się wczuć, choć rozumiałam do czego to zmierza i jaki jest sens. Czy ta forma była dla mnie za trudna czy po prostu nie do końca dla mnie?


Myślę, że Piotr Stankiewicz podjął duże ryzyko, bo już na wstępie wybrał sobie w pewnym sensie grono odbiorców, a mianowicie osoby podobne mu rocznikowo. Myślę, że to one przede wszystkim zrozumieją tę książkę i formę przekazu. Pytanie czy młodsze pokolenie się w tym odnajdzie, czy te urywane wspomnienia będą coś dla nich znaczyć, czy nie potrzeba przypadkiem podobnych doświadczeń i wiedzy o tamtych czasach, by zrozumieć sens tego, co autor oferuje? To pytanie pozostawiam bez odpowiedzi. Każdy musi sprawdzić sam, czy to coś dla niego.


PS Wielkie ukłony w stronę Tomasza Majewskiego za genialny projekt okładki!


Dziękuję Wydawnictwu Relacja za egzemplarz do recenzji!

4 wyświetlenia0 komentarzy
bottom of page