top of page

"Normalni ludzie" - "normalność" tej książki jest poruszająca

  • Zdjęcie autora: Anika Petryna
    Anika Petryna
  • 10 kwi 2020
  • 2 minut(y) czytania

Wspominacie czasem swoje pierwsze miłości, pierwsze decyzje życiowe, pierwsze próby odnalezienia własnego „ja”? Byliście zagubieni czy raczej z przytupem wkraczaliście w dorosłość? Czy dotyczyły was problemy związane z samoakceptacją? Przewodziliście grupie czy raczej trzymaliście się z boku? Usilnie staraliście się przypodobać większości, podążaliście za trendami, dostosowywaliście się do norm czy raczej byliście outsiderami? Miłość, kłamstwa, różnice klasowe i finansowe, wstyd, przemoc, seks, przyjaźń, popełnianie błędów, relacje z rodzicami, traumy, depresje to wszystko i jeszcze więcej składa się na ważny etap dorastania i często determinuje nasze życie. To właśnie o tym jest książka „Normalni ludzie” Sally Rooney o tym „normalnym” życiu. Autorka pisze w tak prosty sposób, jest w tym jakaś szczerość i prawda, bez zbędnych wydumanych słów, bez filozofowania, bo po co komplikować, skoro wszystko i tak już jest tak bardzo skomplikowane. Poruszyło mnie to, że Sally Rooney zauważa to, czego wiele osób nie dostrzega. Chodzi o tą „normalność” życia, z którym raz po raz trzeba walczyć, bo ono nas dosłownie połyka i przeżuwa, a potem wypluwa i „zabawa” zaczyna się od początku.

Wg mnie ta książka jest przede wszystkim o relacjach: między dwojgiem zakochanych, między rodzicem i dzieckiem, między przyjaciółmi, między znajomymi, między rówieśnikami w szkole między kochankami, między rodzeństwem, między ofiarą a oprawcą i wreszcie między obcymi ludźmi. Każda z tych relacji stanowi wycinek „normalnego życia” i chociaż bohaterowie tej książki próbują ułożyć tę układankę, nigdy nie udaje im się do końca.


Mimo, że "Normalni ludzie" to pozycja zdecydowanie dla młodzieży, bo przede wszystkim dotyczy właśnie młodych ludzi i nie ma w niej nic odkrywczego, to coś mnie w tej pozycji ujęło i cały czas zachodzę w głowę co, jak to nazwać. Chyba dawno już nie spotkałam się z tak pięknym opowiadaniem o pierwszej miłości. Sally Rooney z taką czułością i delikatnością pisze o związku, o tym nie dającym się ubrać w słowa „dopasowaniu” dwojga ludzi. Niedojrzałość powoduje, że mimo świadomości, że to jest „właśnie to”, miotają się, popełniają błędy raniąc się nawzajem. Czy coś Wam to przypomina? :) Czytałam niektóre fragmenty i myślałam : „Boże skąd autorka to wie, to przecież jakby o mnie, tego przecież nie da się ubrać w słowa”. Ta „normalność” tej książki jest poruszająca. Nie mam pojęcia, czy Wam się spodoba, czy ta prostota nie wyda Wam się przesadzona, być może infantylna. Natomiast ja z dużym przekonaniem dałabym tę książkę moim dorastającym dzieciom, gdybym je miała. :)

Comments


bottom of page