top of page

"Nan Sparrow i potwór z sadzy" - ratując innych, ratujemy siebie!

  • Zdjęcie autora: Anika Petryna
    Anika Petryna
  • 15 paź 2020
  • 2 minut(y) czytania

Opowiem Wam dziś o książce niezwykłej, takiej która sprawiła, że moje wewnętrzne dziecko wręcz piało z zachwytu. Oczywiście, już się pewnie domyślacie, że chodzi o pozycję dla młodszych czytelników. Myślę, że Ci którzy do mnie częściej zaglądają, wiedzą, że lubię czasem sięgać po literaturę dziecięcą. Ja po prostu szukam w niej magii, której tak mi brakuje w życiu. Najlepsze jest to, że mam chyba jakieś niesamowite szczęście do takich książek, bo właściwie za każdym razem trafiam w „dziesiątkę”, ale tym razem mam wrażenie, że ustrzeliłam dwie „dziesiątki”, bo „Nan Sparrow i potwór z sadzy” to tak niezwykła i piękna opowieść o życiu, tak trafiająca w sedno, tak idealna, żeby uczyć dzieci wrażliwości i pokazać im, że dobrocią i bezinteresowną pomocą mogą kogoś naprawdę ocalić.


Akcja powieści osadzona jest w XIX- wiecznym Londynie. W tym czasie miasto opanowały bieda i wyzysk. Poznajemy Nan Sparrow, kiedy mija już 5 lat od zniknięcia Kominiarza, jej opiekuna. Dziewczynka wraz z innymi osieroconymi dziećmi ciężko pracuje dla bezwzględnego kominiarskiego mistrza. Narażanie życia, mordercza praca i głód to codzienność małych kominiarczyków. W wyniku poważnego wypadku życie Nan Sparrow zostaje przewrócone do góry nogami, na horyzoncie pojawia się niezwykły przyjaciel, a do jej życia wkrada się magia. Od tej pory dziewczynka już nie czuje się samotna, ma wreszcie kogoś bliskiego. To wszystko sprawia, że zaczyna sobie wreszcie radzić z traumą po odejściu ukochanego Kominiarza, odnajduje sens w życiu, otwiera się na przyjaźń i miłość. Kiedy pojawiają się wokół niej bliskie osoby, zaczyna w końcu rozumieć znaczenie słów: „Co z tego, że się widzi wszystko, kiedy obok nie ma nikogo, z kim można na to patrzeć”.


Czułość – to pierwsze słowo, które nasuwa mi się, kiedy myślę o języku tej powieści. Każde zdanie, każda myśl są budowane z ogromną wrażliwością i delikatnością. To w jaki sposób Jonathan Auxier wplótł w tę baśniową historię wiele życiowych prawd, wzorców i wskazówek dla młodszego czytelnika jest niesamowite. Autor ma po prostu niezwykłą umiejętność mówienia o rzeczach ważnych i skomplikowanych w bardzo prosty sposób. Dzięki niemu przeniosłam się w zupełnie inną rzeczywistość, gdzie musiałam spróbować patrzeć na wszystko oczami dziecka. Uwierzcie mi, wtedy świat odczuwa się bardziej intensywnie, z większą wrażliwością, a krzywda boli mocniej...

Sami widzicie, że to nie jest łatwa i przyjemna książka. Dużo w niej bólu i zła... Na szczęście pojawia się też kilka promyków nadziei... Pewnie zastanawiacie się, czy ta historia w takim razie dobrze się kończy? Cóż nie zawsze szczęśliwe zakończenie jest takie, jakbyśmy chcieli... Jedno jest pewne, ta książka wymaga od dziecka dużej wrażliwości i już pewnej wiedzy na temat świata, dlatego wydaje mi się, że będzie odpowiednia dla czytelnika mającego co najmniej 10 lat, który po lekturze będzie potrafił wytłumaczyć sens słów: „Jesteśmy uratowani dzięki temu, że ratujemy innych”. A tak naprawdę myślę, że do tej literackiej uczty powinniście po prostu zasiąść razem ze swoimi dziećmi.


P.s. Czy widzicie tę cudowną okładkę? Ona tak bardzo opowiada tę historię...

Comments


bottom of page