"Moja znikająca połowa" - zaskakuje mnogością trudnych tematów
- Anika Petryna
- 5 lis 2020
- 2 minut(y) czytania

Rzadko czytam powieści obyczajowe, bo zazwyczaj są to lekkie historie, w których pewne stałe schematy wciąż są powielane. Ja po prostu potrzebuję czegoś więcej, co sprawi, że po przeczytaniu książki będę się zastanawiać nad danym tematem, będą mną targały emocje, a to wszystko sprawi, że długo o niej nie zapomnę. Na szczęście zdarza się czasem, że pod płaszczykiem lekkiej historii kryje się coś więcej, czyli bardzo wartościowe treści. Tak właśnie jest w przypadku pozycji „Moja znikająca połowa” Brit Bennet. Po pierwsze nigdy nie słyszałam o pojęciu dyskryminacji ze względu na odcień skóry wśród czarnoskórych. Przyznaje, że byłam bardzo zaskoczona i z ogromną ciekawością przyglądałam się temu zjawisku. Po drugie pokazanie tematu poszukiwania własnej tożsamości z perspektywy wielu postaci i na przestrzeni kilku lat pozwala przyjrzeć mu się szerzej i wyciągnąć wiele wniosków. Po trzecie wątek dotyczący osoby transseksualnej, która przygotowuje się do operacji zmiany płci i buduje związek jest bardzo ciekawie przedstawiony. Pewnie znalazłoby się jeszcze po czwarte i po piąte, ale ja poprzestanę na tych wymienionych.
Brit Bennet opowiedziała historię czarnoskórych bliźniaczek, które spędziły dzieciństwo w małej miejscowości Mallard, w której czarnoskórzy o jasnej karnacji postanowili się pozbyć tych o ciemnej. Czy to nie brzmi absurdalnie? Nie zdawałam sobie sprawy, że może istnieć rasizm w obrębie jednej rasy... Desiree i Stella wybrały zupełnie inną ścieżkę i budowały swoje życie z dala od siebie. A właściwie to jedna z nich postanowiła porzucić siostrę i matkę, bo chciała stać się „białą” wyrzekając się rodziny i żyjąc przez długie lata w kłamstwie, a tak naprawdę strachu, że straci wszystko, jeśli ktoś odkryje, że udaje. Druga natomiast musiała poradzić sobie z odrzuceniem i poddać się szarej rzeczywistości, rezygnując z marzeń. Aż trudno uwierzyć, że więź łącząca siostry została tak łatwo przerwana i to właściwie w imię czego?
Ta książką stawia wiele pytań, ale nie zawsze podsuwa pod nos czytelnika jasne odpowiedzi. Życie jest zbyt skomplikowane, by wrzucać wszystko do jednego worka... Czy poszukiwanie własnej tożsamości usprawiedliwia krzywdzenie innych, wyrzeknięcie się rodziny? Czy mamy prawo robić to za wszelką cenę? Czy nie jest tak, że wtedy wolność, miłość, szczęście będą oznaczały tylko kłamstwa i strach, bo przecież przeszłość w końcu nas dopadnie? Czy nie jest tak, że nasza tożsamość jest zbudowana z naszych wspomnień? Dlaczego tak bardzo potrzebujemy w życiu akceptacji i poczucia, że jesteśmy ważni dla innych? Jak bardzo rodzice swoimi wyborami mogą wpłynąć na życie dzieci? Brit Bennet umiejętnie żongluje emocjami poruszając tak trudne tematy. To świadczy o jej ogromnej dojrzałości i odwadze. Pisanie o tak ważnych problemach niesie ogromne ryzyko, bo przecież pisarz może nie sprostać, zamienić wszystko w banał, sprawić, że nie poczujemy nic. Ale nie w tym przypadku, bo autorka poradziła sobie śpiewająco.
„Moja znikająca połowa” to powieść, która zaskoczy Was mnogością trudnych tematów. To lektura, która zapewni Wam ogrom emocji i sprawi, że po jej skończeniu będziecie zadawać sobie wiele pytań. Jesli tak jak ja rzadko czytacie obyczajówki, to zapewniam Was, że dla tej warto zrobić wyjątek i na pewno się nie zawiedziecie. Naprawdę warto po nią sięgnąć!
Dziękuję Wydawnictwu Agora za egzemplarz do recenzji!
Comments