"Bursztynowa luneta" - to magiczne fajerwerki wystrzelone na zakończenie niesamowitej trylogii
- Anika Petryna
- 29 lut 2020
- 2 minut(y) czytania
Zaktualizowano: 1 mar 2020

To kolejna trylogia w tym roku, za którą będę bardzo tęsknić. Tym razem musiałam się pożegnać z moimi ukochanymi dajmonami, a to było trudniejsze niż myślałam... Tak, nadal marzę o tym, by mieć dajmona... Nie, nie jestem wcale dziecinna... A jeśli nawet, cóż, wolę być taka, bo jakie byłoby życie bez marzeń o magii...Ale kto wie, może posiadanie dajmona będzie możliwe już w kolejnym życiu. :) „Bursztynowa luneta” to piękne, niespodziewane, a jednocześnie jak to bywa w życiu, nieidealne zakończenie, jakie zaserwował wszystkim Philip Pullman. Wystrzelił "prawdziwe literackie fajerwerki" , a ja wpatrywałam się w nie jak zaczarowana. :)
Wielowarstwowość, różnorodność postaci, akcja pędząca w zawrotnym tempie, to wszystko sprawiło, że totalnie przepadłam i zaczytałam się w tej części. Mam wrażenie, że autor postanowił obdarować mnie wszelkimi barwami magii. Niesamowity, mroczny klimat osiągnął swoje apogeum. Miałam gęsią skórkę podczas czytania, a to nie zdarza mi się często. Wszystko tu jest niejednoznaczne: dobro i zło, równoległe światy, śmierć i życie przenikają się wzajemnie i gdzieś zaciera się ta „cienka granica” między nimi. Zakończenie dało mi dużo do myślenia, z jednej strony trudno mi było je przyjąć do wiadomości, a z drugiej, gdzieś tam z tyłu głowy pojawił się głos: „nie mogło być lepszego, przecież wiesz o tym doskonale”.
Will i Lyra, główni bohaterowie trylogii dojrzewali na moich oczach i stawali się bohaterami swojej własnej historii. Bardzo mocno wczuwałam się, czytając ich perypetie i bardzo mocno im kibicowałam. W tej części dają prawdziwy popis, bo wystawieni na wiele naprawdę ważnych i trudnych prób, mierzą się z nimi raz po raz. Walczą dzielnie, mimo wielu przeciwności losu. Mam wrażenie, że idealnie zastosowali się do pewnych bardzo ważnych słów, które padają w książce : „- "Możesz" nie znaczy "musisz". - Ale jeśli musisz i możesz, nie masz żadnej wymówki”.
Jestem zachwycona tym, jak Philip Pullman wykreował z niesamowitą szczegółowością i fantazją nowy magiczny świat, który pojawia się dopiero w tej części. Mulefa to stworzenia tak niesamowicie intrygujące, tak barwne, tak nieoczywiste... Tak ludzkie nie będąc ludźmi... Czytając o nich miałam wrażenie, że są mi tak bardzo bliskie... Okazuje się, że ona są m.in. kluczem do zrozumienia sensu całej opowieści. Nie napisze nic więcej, mogę tylko zrobić wielki ukłon w stronę autora za taki pomysł.

Po raz kolejny będę zachwycać się wydaniem tej serii. Czerń i złoto to połączenie idealne...Efekt jest po prostu przepiękny. Trzy tomy razem cudownie zdobią mój regał, a ja wręcz nie mogę nacieszyć się tym widokiem. Nawet teraz mam ochotę podejść i pogładzić ich grzbiety. :)
Trylogia Philipa Pullmana to nieoczywista opowieść przepełniona magią, której wielowarstwowość Was zachwyci. Będziecie z wypiekami na twarzy czytać kolejne strony. Jeśli kochacie mroczne i baśniowe klimaty, będziecie zachwyceni. Jeśli szukacie w książkach czegoś intrygującego, zagadki,zaskakującej fabuły to dostaniecie tego aż nadto. Ta trylogia na długo zostanie mi w pamięci i myślę, że jeszcze do niej wrócę, żeby „odwiedzić” dajmony i mulefa. :) Czytajcie, naprawdę warto !
Comments