"Białe morze" - książka, która wręcz kipi od emocji głównej bohaterki
- Anika Petryna
- 18 sie 2020
- 2 minut(y) czytania

Książka „Niewidzialni” była moim pierwszym spotkaniem z prozą norweską i wtedy już wiedziałam, że to dopiero początek mojej przygody. Roy Jacobsen uchwycił magię zwyczajności, a ja totalnie przepadłam. Oczarował mnie pochwałą tego prostego, ciężkiego życia na wyspie, które nie potrzebuje poklasku, zachwytów, ale toczy się własnym torem, wtapia się w naturę, jest takie zwyczajne Teraz mam w rękach drugą część tej historii „Białe morze” i nie potrafię ukryć wzruszenia i zachwytu. Tym razem wyspa oddała główną rolę i pozwoliła „zakwitnąć” innej bohaterce – Ingrid. Teraz zamiast wsłuchiwać się w ciszę, wsłuchiwałam się w emocje... A te często zamieniały się w prawdziwy sztorm, ten sam który miotał całą wyspą, by następnie odejść, dać wytchnienie na jakiś czas i powrócić ze wzmożoną siłą...
Tym razem życie upomniało się o mieszkańców wyspy. Nawet taka mała wysepka nie zagwarantowała, że świat o nich zapomniał i zostawił w spokoju... Druga wojna światowa i jej straszne konsekwencje dosięgnęły wszystkich bez wyjątku. Ogrom okrucieństwa i bólu, wszechogarniająca samotność, brak nadziei i rozpacz przytłoczyły wszystkich. Ale na tle tej szarej i strasznej rzeczywistości ktoś błyszczy, jedna niesamowicie silna, zdeterminowana i odważna kobieta, która walczy jak nikt inny. Ale nie o siebie, bo najbardziej zależy jej na ludziach, by uratować jak najwięcej. To nie zawsze się udaje... Traci po kolei wiele bliskich osób, również te najważniejsze. Na szczęście udało jej się wyszarpać z życia kilka chwil przepełnionych miłością, nadzieją i szczęściem, a to czyni ją silną i niezłomną, i nie pozwala się poddać.
„Ingrid pomyślała, że to jest jakieś wyjaśnienie, ale że musi być coś więcej, nie dlatego, że nie było wystarczające – zawsze musi być coś więcej, inaczej nie ma nic, nie potrafiła jednak tego sformułować, bez względu na to, jak wyraźnie to widziała, te cienie, które wznosiły się w niej i opadały”.
To było tak intymne i emocjonalne spotkanie, że na długo zostanie w mojej głowie. „Białe morze” wręcz kipi od emocji głównej bohaterki. Roy Jacobsen z ogromną świadomością , premedytacją i prezycją przygniata nas prozą życia, czyniąc to paradoksalnie w niezwykle poetycki i czuły sposób. To książka, która pod względem emocjonalnym pędzi w tempie niemiłosiernym. Wiele tu niedopowiedzeń, a przez to autor pozostawia nam szerokie pole do interpretacji. Czy czułam się przez to zagubiona, nie... Dzięki temu przeżywałam każdą stronę bardziej intensywnie... Nawet teraz, kiedy patrzę na okładkę, widzę sploty emocji... Uwielbiam oprawę Serii Dzieł Pisarzy Skandynawskich! Wydawnictwo Poznańskie wykonuje kawał świetnej roboty. Mam już w rękach najnowszą premierę „Oczy z Rigela” i niedługo Wam o niej opowiem.
コメント