top of page
  • Zdjęcie autoraAnika Petryna

"Alaska. Przystanek na krańcu świata" - moje podróżnicze marzenie...

Zaktualizowano: 10 lis 2021


Książki z serii podróżniczej Wydawnictwa Poznańskiego to dla mnie tzw. pewniaki. Jeszcze nigdy się nie zawiodłam i za każdym razem już w trakcie lektury miałam ochotę rzucić wszystko i wyjechać w nieznane. Najnowsza pozycja z tej serii, czyli „Alaska. Przystanek na krańcu świata” Damiana Hadasia była przeze mnie szczególnie wyczekiwana, bo ten kierunek zajmuje ważne miejsce na mapie moich podróżniczych marzeń. Nic nie poradzę, że od zawsze ciągnie mnie na północ, a moje serce poszukuje miejsc, gdzie to przyroda gra pierwsze skrzypce i próbuje stawiać opór niszczycielskiej działalności człowieka. Czy Alaska jest takim miejscem? Z książki Damiana Hadasia wyłania się niezwykle barwny obraz pełen kontrastów, bo z jednej strony wydaje się, że rządzi tutaj dzika przyroda i to niezwykle surowa, broniąca dostępu do swoich bogactw, a z drugiej strony widać, że koncerny naftowe mają tu niestety wiele do powiedzenia, co w konsekwencji prowadzi do poważnych w skutkach zmian klimatycznych.


Cieszę się, że autor pokazał mi Alaskę z punktu widzenia zwykłych mieszkańców, a przez to nie zaserwował mi wyidealizowanego obrazu, ale skupił się zarówno na pozytywnych jak i negatywnych aspektach życia w tym największym i najrzadziej zaludnionym stanie Ameryki, gdzie normą jest nie tylko mieszkanie na odludziu, zdanym tylko na siebie i w otoczeniu dzikiej przyrody. Autor dzieli się również życiem w stolicy, gdzie jednak może liczyć na różne udogodnienia i mogłoby się wydawać, że to całkiem zwyczajne życie, a jednak surowe warunki pogodowe i pukający w szybę łoś przypominają, że to mimo wszystko jest Alaska. Największe wrażenie zrobiły na mnie: wycieczka do Parku Narodowego Denali, opisy zorzy polarnej, wyścigi zaprzęgów psów oraz możliwość poznania tzw. Wielkiej Piątki, czyli niedźwiedzia grizzly, owcy jukońskiej, łosia, karibu oraz wilka. Damian Hadaś wiele uwagi poświęcił też czarnej karcie historii Alaski, czyli losom i sytuacji rdzennych mieszkańców zepchniętych na margines. Pod wpływem lektury zaczęłam się zastanawiać, czy byłabym w stanie żyć z lękiem przed trzęsieniem ziemi, które już nie raz zebrało na Alasce krwawe żniwo. Choć wydaje się, że przeciętny mieszkaniec ma wiele innych, ważniejszych zmartwień na co dzień.


Poruszyły mnie pojedyncze historie bohaterów tej książki. Cieszę się, że autor właśnie w taki sposób opowiedział mi o Alasce, oddając głos jej mieszkańcom, a jednocześnie dodając wiele od siebie. Lektura tej pozycji była dla mnie fascynującą przygodą. Damian Hadaś okazał się świetnym przewodnikiem, co wcale nie dziwi, szczególnie, że organizuje wycieczki i wyprawy, a wszystkie potrzebne informacje znajdziecie na niceland.pl. Jeszcze bardziej zapragnęłam zobaczyć Alaskę. Kto wie, może kiedyś uda mi się spełnić to marzenie, a tymczasem po raz kolejny pozachwycam się pięknymi zdjęciami z książki.


Dziękuję Wydawnictwu Poznańskie za egzemplarz do recenzji!


PS Zachęcam do odwiedzenia strony niceland.pl :-)

10 wyświetleń0 komentarzy
bottom of page